21 lis 2008

Sorki, biegałem po pustkowiach...

ta, Fallout 3 mnie wciągną i stwierdzam że to najlepsza gra IMO tego roku. Recenzja pilota będzie następna, a teraz czas na:
Bethesda, dobra robota, przez was nie jem, nie śpię i wszytko obliczam na procenty i statystyki.
Jak to w każdej recenzji trudno jest zacząć to walimy od zarysu. Trzecia część zmieniła stylistykę na fpp/fps/rpg (wymów to 10 razy szybko a gwarantuję oplucia wszystkiego w pobliżu) co zbliżyło ją bardzo do poprzedniego hitu tej samej firmy, Oblivionu (która też wciągnęła mnie na parę dni). Gra pobiera więcej z części pierwszej niż z drugiej więc mamy (uwaga, spojlery): Ucieczkę ze schronu w poszukiwaniu swego ojca, wróciły kapsle jako forma płatności (co jest dziwne bo w dwójce już były monety...może waluta w innych częściach post apokaliptycznej ameryce jest inna), ghule robią za mięso armatnie, a dobrego mutanta trudno jest znaleźć (naliczyłem dwóch). Jako że powoli dostukuję się osiemnastego poziomu doświadczenia, spenetrowałem sanktuarium szponów śmierci i rozwaleniu już coś koło 1500 stworzeń pozwolę sobie na rozdział gry na plusy i minusy (tudzież bugi).

Budowanie postaci:

Wygląd postaci wybiera się już przy narodzinach (spojler, kto grał ten wie, kto nie - co jest z wami do cholery?!), punktowanie S.P.E.C.I.A.L. wygląda jak w częściach poprzednich, dość oryginalnie bo w formie książeczki dla dzieci, punkty umiejętności mają limit stu i ,niestety, można tylko dojechać do 20 poziomu doświadczenia (co odbywa się dość szybko, ale ten limit nie pozwala na eksperymentowanie). Co każdy level dodajemy sobie punkty i perk (trzeba nad każdym bo łatwo zmarnować level, lub spieprzyć sobie postać). Całe szczęscie że Bethesda olała tryb levelowania z obliviona i morrowinda. Tryb gry silnie polega na tym ile punktów w zdolnościach ma postać, co jest dość sztuczne, wcześniej można było mieć 30 % umiejętności lockpick i poradzić sobie z każdym zamkiem z pewna dawką cierpliwości, teraz jak zamek czy komputer wymaga umiejętności 50, 75 czy 100 to nawet nie możesz go tknąć. Włamanie do kompa czy zamka odbywa się poprzez minigierkę, otwieranie zamka odbywa się na zasadzie kręcenia spinką do włosów i śrubowkrętem, a włam do kompa to gierka polegająca na wyszukaniu odpowiedniego hasla, dosyć podchwytliwe, a przy dłuższych hasłach wręcz upierdliwe.

Co odkrywamy?

Odkrywamy pozostałości Waszyngtonu a w nim bunkry, schrony, parę jaskiń, rozwalone domy, miasta zbudowane za pomocą taśmy klejącej, ruiny drapaczy chmur, fortece, rozwalone mosty, biały dom, przekaźniki satelitarne i skupiska odpadów radioaktywnych. Ogółem nie nudzi to tak jak w oblivionie gdzie wszystko wygłądało tak samo. Mam już archimnent za znalezienie stu lokacji (już w sumie ze 130) więc widziałem sporo.

Co rozwalamy?

W sumie nie tak dużo... kretoszczury, karaluchy, radskorpiony, szpony śmierci (a więc tak skubańce wygłądają z bliska), minotaury (trochę odmienione) roboty, raidersi, slaversi, mutanty i ghule pozostały. Dodano zmutowane pszczoły, zmutowane niedźwiedzie, zmutowane krabopodobne coś w wielu odmianach (nie używam fachowych nazw bo mało co mówią) i, najlepsze, BEHEMOTH MUTANT, gnoje mają z 10 metrów wysokości i jego dwa machnięcia maczugą z hydrantu mogą posłać gracza do krainy wiecznych łowów.

Co używamy?

Broń? Mało jej! Większość broni nosze cały czas w plecaku, pancerzy jest więcej. i to i to niszczy się podczas używania, a naprawa odbywa się ta: powiedzmy że rozwala się combat shotgun (najlepsza broń na bliski dystans, trzy strzały w ryj i szpon śmierci pada), naprawić go można w sklepu (co się nie opłaca bo się cenią strasznie) lub naprawić samemu używając części z innego combat shotguna (oczywiście umiejętność naprawy się tu przydaję) więc większość czasu łażę w te i we wte marnując miejsce w plecaku tachając ze sobą zapasowe karabiny i pancerze, bo a nóż się rozwali coś. Amunicja nic nie waży i nie ma limitu więc można tachać wszystkiego do woli. Można też skonstruować samemu broń więc mamy tu bomby z pojemników na śniadanie, rakietnica która strzela śmieciami, kusza na rzutki, płonący miecz i miotach torów kolejowych.
Strzelanie sprawdza się w trybie fpp i za pomocą VAT'u (po chłopsku mówiąc naprowadzacz na ludzkie kończyny).

Ile się gra?

Jak ktoś ma w dupie grę i pokona ją szturmem i na siłę to parę godzin (tak samo można było przejść poprzednie części więc odwalić się), ja gram już prawie tydzień i nawet nie jestem na środku głównej linii fabularnej (bo wiem jak się skończy) walę w pobocza, robię subquesty, odkrywam rzeczy, pakuję postać, cieszę się klimatem, robię zadymę jest dużo do odkrycia więc grania jest na 60-100 godzin.

Bugi?

Taa, jest parę, najbardziej upierdliwy to taki ze NPC znikają w mieście i to jeszcze jedne z kluczowych! Latałem po mieście megaton i nigdzie nie mogłem znaleźć pewnego kolesia (a w sumie dwóch), wiem że postacie też idą spać w nocy, kręcą się, robią swoje rzeczy, ale za licho nie mogłem ich znaleźć. Są też bugi graficzne, więc nie zdziwcie się jak coś będzie dryfować w powietrzu.

Ok, na tym kończę najgorszą recenzje w życiu, i tak dużo pominąłem. Jak już tylko dochodzę do klawiatury to zapominam co miałem pisać, arghhh... Do następnych recenzji postaram się lepiej przygotować, a następne to Dead Space i Gears of War 2 który właśnie idzie pocztą.